Uwaga. Ta strona używa cookie. Dowiedz się więcej o celu ich używania w przeglądarce. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
 
Witamy na stronach internetowych Katedry Matematyki
Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Tarnowie


Aktualności
  • Kalendarz akademicki 2020/2021
  • Katedra Matematyki PWSZ w Tarnowie

  • Katedra Matematyki PWSZ w Tarnowie
    Kierownik Katedry: dr Ewa Cygan
    Zastępca Kierownika Katedry: mgr Barbara Wojnicka


    Wywiad z mgr. inż. Marcinem Kiwiorem (absolwentem pierwszego rocznika studentów PWSZ)

    Dlaczego zdecydował się Pan na studia w Państwowej Szkole Zawodowej w Tarnowie? Dlaczego wybrał Pan właśnie matematykę?

    Zawsze interesowały mnie nauki ścisłe. Matematyka szybko stała się moją pasją i miłością. W pierwszym liceum chodziłem do klasy o profilu matematyczno – informatycznym, ze sporą dawką fizyki. Ale na maturze zdecydowałem się zdawać przedmiot humanistyczny, czyli historię. Uważam, że nie ma cienia przesady w słowach Cycerona, że historia jest nauczycielką życia, dlatego każdy powinien pewien zasób wiedzy z tej dziedziny posiadać. Po za tym, chodzić do klasy matematycznej i zdawać maturę z matematyki, było rzeczą oczywistą, a ja chciałem dowiedzieć się czegoś więcej, poszerzyć swoje horyzonty i poniekąd cały czas szukałem i zastanawiałem się nad wyborem właściwego kierunku dalszego kształcenia . Okazało się, że to jednak matematyka najbardziej grała mi w duszy, stąd też właśnie z nią związałem dalsze swoje edukacyjne losy. Natomiast nie studiowałbym na PWSZ, gdyby nie rozmowa z jednym ze znajomych z Polskiej Akademii Nauk. Zadałem mu pytanie, gdzie studiować? W Krakowie, czy w Tarnowie ? Stwierdził, że nie ma różnicy, ponieważ w obu miastach wykładają tacy sami profesorowie i nie ma sensu generować dodatkowych kosztów. Wybrałem więc tarnowską PWSZ i nie żałuję.

    Czy uważa Pan że wybór PWSZ to była dobra decyzja?

    To była bardzo dobra decyzja. Byłem pierwszym rocznikiem PWSZ. Wciąż pamiętam słowa profesora Tutaja, którymi przywitał świeżo upieczonych studentów. Powiedział „Per aspera ad astra”, co znaczy „przez ciernie do gwiazd” i zapewnił „my o te ciernie zadbamy”. Coś w tym było, o czym świadczy moja edukacja. Zarówno dostanie się na matematykę, jak i same studia na tym kierunku nie były wcale taką prostą sprawą. Najpierw był egzamin wstępny, który nie wszyscy chętni zdali, a z sześćdziesięciu przyjętych osób studia skończyło około dwudziestu. Jak więc widać łatwo nie było. Z drugiej strony to dowód, że od początku w PWSZ wysoki poziom był priorytetem. Ten czas był dla mnie fantastycznym okresem. Do dziś pamiętam np. świetny kurs analizy matematycznej i algebry. Coś niesamowitego! Później, dzięki wysokiej średniej, zostałem przyjęty bez egzaminu na studia międzywydziałowe na Uniwersytet Jagielloński. Była tam matematyka teoretyczna, która bardzo mnie interesowała, ale jeszcze bardziej pasjonowała mnie matematyka finansowa. Wówczas taki kierunek był tylko na Politechnice Krakowskiej. Dlatego po uzyskaniu tytułu magistra inżyniera swoje kroki skierowałem na Politechnikę, gdzie ukończyłem drugi kierunek na poziomie magistra.

    Gdyby Pan teraz chciał studiować, to jest już kierunek matematyka finansowa i aktuarialna w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej właśnie otworzony … ;)

    Cały czas interesuję się giełdą, finansami, więc pewnie bym skorzystał :)

    Profesor Tutaj to jest wyjątkowy człowiek i wykładowca.

    Tak. Mieliśmy naprawdę wyjątkowy skład kadry naukowej. Bardzo dobrze był przygotowany panel informatyczny. Byliśmy zresztą pierwszy rokiem, a od niego wiele zależało.

    Chyba tak, bo kierunek istnieje cały czas :)

    To efekt ogromnej pracy wszystkich wykładowców i prowadzących ćwiczenia. Wkładali wiele serca i wysiłku w to, aby nas profesjonalnie przygotować, a myśmy na tym skorzystali.

    Był Pan jednym z pierwszych absolwentów kończących PWSZ na kierunku matematyka, to też musiało być ciekawe doświadczenie.

    Bardzo ciekawe. Byliśmy też pierwszym rokiem, który wyjechał za granicę na stypendium DAAD. Mnie, jako jedynej osobie z Instytutu Matematyczno- Przyrodniczego, udało się otrzymać to stypendium. Swoją pracę licencjacką pisałem w języku angielskim u profesora Szota. Nie obyło się, jak to zwykle w życiu bywa, bez pewnych perturbacji. Na początku miałem inny temat, ale potem musiałem go zmienić. Bardzo się przykładałem, bo od tego mogła zależeć dalsza współpraca PWSZ. Niestety profesor Tutaj nie chciał się zgodzić się na zmianę tematu pracy, a był moim opiekunem ze strony Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej. Pierwsza obrona pracy odbyła się w Niemczech przed komisją profesorów niemieckich oraz komisją PWSZ . Obecna była jeszcze cała katedra stypendium DAAD. Musieli ocenić jak wypadł projekt, tak więc stres był, ale wszystko poszło nieźle.

    Tyle osób to ogromny stres podczas obrony - plus dodatkowo obrona była w innym języku: po angielsku czy niemiecku?

    Cała praca była po angielsku i obrona odbyła się w tym języku. Potem była druga obrona. W Tarnowie. Pamiętam, że miała miejsce 8 marca. To jednak była formalność. Jednak i tutaj los nie poskąpił mi dodatkowych emocji i stresu. Pojawiły się problemy z prezentacją i musiałem o czwartej rano, w dzień obrony, przyjechać na uczelnię i ją dopracować.

    To jak Pan to przetrwał to w życiu musiało już być coraz lepiej

    I tak też było. :)

    Gdzie później skierował Pan swoje kroki? Kraków?

    W międzyczasie, pod koniec studiów w Tarnowie i w Niemczech, zakończyłem rok studiów międzywydziałowych na Uniwersytecie Jagiellońskim . Potem poszedłem na AGH. Były to studia informatyczne, ponieważ chciałem zdobyć tytuł inżyniera, a z informatyki dość mocno się czułem. Pisałem program oparty na metodzie Monte Carlo dotyczący modelowania metody rozrostu ziaren itd. A później postanowiłem sfinalizować do końca swoje plany i skończyć matematykę na Politechnice. Niemniej informatyka też była mi potrzebna, stanowiąc pewną alternatywę. Informatyka to rozwijający się cały czas kierunek i .. …i finanse. Rodziców mam wspaniałych, ale nie byliśmy milionerami, żebym mógł studiować gdzie chciałem. Trzeba było myśleć praktycznie. Cały czas miałem też stypendium naukowe, i odciążałem rodziców. Informatyka, jako dodatkowy kierunek poszerzała znacznie możliwość znalezienia pracy. Dużo studentów tak myśli i to jest jedno z kryteriów wyboru Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej, ponieważ jest blisko i żeby mieć konkretny zawód. Jako informatyk dość szybko znalazłem pracę. Dzięki temu finansowo stanąłem na nogi, ale nie porzuciłem swoich planów i pasji. Mam dwa tytuły magistra, jeden inżyniera i wiele bojów w obronach. Chciałem pójść dalej, rozwijać się, zrobić doktorat z matematyki. Praca w samorządzie sprawiła, że plany musiałem odłożyć. Na razie są wstrzymane. Zobaczymy co będzie dalej. Broni jednak nie składam.

    Co najmilej wspomina pan ze swojego okresu studiowania?

    Zdecydowanie podejście wszystkich wykładowców, profesorów. Ich autentyczne otwarcie na studenta. Na matematyce najważniejszy kurs to bez wątpienia analiza, czyli profesor Tworzewski i dr Krzyszkowski, który miał z nami ćwiczenia – nota bene rewelacyjne. Podobnie prof. Tutaj, dr Cygan, dr Baran, (obecnie już profesor !) ale też prof. Byrski i pani Milówka – obecnie już pani doktor. Wszystko odbywało się na bardzo wysokim poziomie, było świetnie dopracowane z myślą o studentach. Zawsze, przychodząc do sekretariatu, czy dziekanatu, byłem miło traktowany. Profesor Tutaj bardzo dbał jako dyrektor instytutu aby uczelnia się rozwijała… Świetny naukowiec i menadżer. Koncentrował się na uczelni i na tym, żeby przekazać jak najwięcej wiedzy. Miał rewelacyjne podejście. To niesamowity człowiek!

    Aż się chce uczyć :)

    Z pewnością ! Gdy później studiowałem na UJ, gdzie wszyscy na analizie, mówiąc kolokwialnie, „trzepali portkami” - ja praktycznie nie musiałem w domu nic robić. Wystarczała mi wiedza zdobyta na zajęciach. Z nią bez problemu zaliczałem. To najlepiej obrazuje, na jakim poziomie była tutaj analiza. W momencie gdy zdecydowałem, że będę studiował dalej informatykę i matematykę finansową byłem absolutnie spokojny, o to czy sobie poradzę. Może dlatego też nie czułem wielkiej presji. Bez problemu uzyskiwałem wszystkie zaliczenia. Wystarczało mi przejrzenie materiałów w pociągu. Oczywiście pasjonowałem się nauką, więc sporo doczytywałem, ale warsztat, w który wyposażyła mnie tarnowska uczelnia był olbrzymim handicapem na mojej dalszej drodze edukacyjnej i zawodowej.

    To się Panu w pracy na pewno przydaje teraz, ta wiedza?

    Wiedza, ale i umiejętność szybkiego myślenia i podejmowania decyzji. Dlatego polecam wszystkim grę w brydża - tam trzeba szybko analizować zgromadzone informacje . To bardzo dynamiczna gra.

    Dowiedziałyśmy się także że pracował Pan jako nauczyciel. Jakie to jest uczucie stanąć po drugiej stronie biurka? Jak się podobała panu praca z młodymi studentami?

    Rewelacyjnie! Pracowałem w gimnazjum, szkole średniej i ze studentami. Uczyli mnie świetni nauczyciele w szkole podstawowej, przez rok w technikum, a potem w I Liceum. Miałem szczęście spotkać fantastyczne osoby. Analizowałem kto lepiej przekazywał wiedzę. To powodowało, że czasami kładąc się spać długo nie mogłem zasnąć, rozmyślając, jak uczniom najlepiej przekazać tą matematykę. Tłumaczyłem ją na marchewkach, buraczkach, ziemniaczkach. Tak było na każdym poziomie nauczania. Matematyka przecież opisuje nam świat. A my, cytując profesora Hellera, odkrywamy, jak to wszystko jest powiązane. Matematyka kształtuje nasze myślenie, pobudza nasze szare komórki. Musimy zapamiętywać, łączyć wątki. W życiu jest podobnie. Dr Cygan podczas inauguracji w tym roku powiedziała, że studia matematyki nie mają na celu nauczyć tych wszystkich twierdzeń i definicji, bo tyle to każdy może się sam nauczyć. Profesorowie mają za zadanie nauczyć studentów pewnego sposobu myślenia, tej dedukcji, indukcji, żeby widzieli coś i umieli to odpowiednio skojarzyć i połączyć. Dokładnie o to chodzi. Żeby móc się w tym wszystkim odnaleźć i szybko połączyć fakty, bo to jest ten właściwy klucz. Matematyka to są tylko narzędzia, które mamy, bardzo istotne narzędzia, które opisują przyrodę, odkrywają wszystko co nas otacza. Ponadto trzeba też słuchać młodzieży i mówić w ich języku. Jak trzeba poświęcić godzinę, poświęca się godzinę, jak pięć, to pięć i tyle. I tutaj nie ma innej drogi. Nieważne, co się w życiu robi, ważne, że biorąc się za cokolwiek trzeba dać z siebie sto procent.

    Teraz jest Pan wójtem, już drugą kadencje i jest Pan młodym wójtem.

    Tak to prawda. To dzięki mieszkańcom gminy Skrzyszów mam ogromną przyjemność i zaszczyt pełnić tę funkcję. Trzeba jednak mieć świadomość, że jedna osoba wszystkiego nie zrobi. To musi być grupa współpracowników, radnych, sołtysów, mieszkańców, którzy znajdą wspólny język i zaczną działać. W naszej gminie się udało. A do tego po ostatnich wyborach samorządowych w regonie kadra się odmłodziła.

    To jest dobre. Nowi ludzie to nowe pomysły. Pan nawet prowadzi blog co jest czymś innowacyjnym, bo ja np. wcześniej się nie spotkałam z tym, żeby wójt prowadził blog. Dlaczego, skąd się wziął ten blog?

    Dawno temu pisałem coś, co miało podobny charakter, o matematyce. Ale żeby to teraz odnaleźć trzeba by poświęcić trochę czasu i wysiłku. Co poniektórzy z Politechniki twierdzili nawet, że było to całkiem niezłe. Niemniej to już parę dobrych lat wstecz… Tu w samorządzie tworzę takie mini artykuliki, bo denerwują mnie skrótowe, niemal zdawkowe wypowiedzi. Po prostu nie lubię wypowiadać się na jakiś temat mówiąc jedno, dwa, góra trzy zdania, bo można kompletnie wtedy zagubić sens. Musi być wstęp, rozwinięcie, zakończenie. Uważam informowanie mieszkańców gminy o mojej pracy, planach, poglądach, którymi się kieruję przy wyborze konkretnych rozwiązań, za nieodłączny element swojej pracy. To również wyraz szacunku dla naszej lokalnej społeczności. Dlatego, mimo, że nie narzekam na nadmiar wolnego czasu , obiecałem sobie nigdy nie iść na skróty w tej mierze. Według mnie, żeby jakikolwiek temat sensownie zaprezentować, potrzeba napisać te, co najmniej, kilkadziesiąt zdań, wyjaśnić skąd coś się bierze, skąd się wywodzi. Jak założenia, teza, dowód. Tak powinno być, żeby to miało ręce i nogi, jakieś uzasadnienie, dlatego właśnie piszę blog. Wtedy, gdy ktoś przeczyta mój tekst będzie mógł posiąść, choćby minimalną, wiedzę dotyczącą danego zagadnienia, pozwalającą wyrobić opinię na temat tego co robię i jak myślę. Uważam że to dużo lepsza forma od stylu „jest ciepło, składam budżet, robię drogę”. No i jeszcze „po drodze pojechałem na wycieczkę z rodziną…”

    No każdy to może zinterpretować wtedy po swojemu.

    Dokładnie, a tutaj trzeba tak rozwinąć temat, żeby konkretna myśl, czy informacja były czytelne dla każdego. No chyba, że zapraszam np. na koncert charytatywny. Wtedy piszę „Zapraszam serdecznie na koncert charytatywny” wrzucam zdjęcie i gotowe. Choć i tak czasami nie mogę się powstrzymać, żeby przy okazji coś od siebie więcej napisać. Wielu matematyków chyba ciągnie w takie rozmyślenia, bo jak się „rozkłada świat na drobne elementy” to człowiek się zaczyna zastanawiać skąd się to wszystko wzięło. Mnie też fizyka daje dużo. Jak byłem w pierwszym liceum jeździliśmy w środy na UJ na cotygodniowe wykłady z fizyki. Były ciekawe. Pasjonowała mnie też fizyka jądrowa. Stąd tylko krok do zainteresowania… filozofią.

    Dlaczego akurat filozofią ?

    Fizyka i filozofia mają wiele wspólnego. Obie pytają o przyczyny i chcą dojść do źródła.

    Widać, że ma Pan duże pole zainteresowań. Głównie technicznych plus filozofia.

    Tak . Również historia. I psychologia. Czytam cały czas. Oprócz pism branżowych staram się znaleźć czas na taką lekturę, która sprawia mi większą przyjemność.

    Ogólnie stanowisko wójta to było ciekawe i nowe doświadczenie. Nie bał się Pan tego?

    Jasne, że się bałem. To jest w końcu ogromna odpowiedzialność. Tu trzeba wszystko bardzo szybko analizować, przeliczać. Trzeba znać doskonale mnóstwo aktów prawnych, dotyczących wielu dziedzin, począwszy od finansów po szkolnictwo, czy pomoc społeczną. Trzeba też zarządzać ludźmi i cały czas być w kontakcie z mieszkańcami. Wiedzieć, co się dzieje, reagować. Trzeba też umieć opracowywać wnioski i pozyskiwać środki na inwestycje. Do tego potrzebny jest kontakt z wieloma instytucjami. No i matematyka.

    Czy pomocne są Panu teraz studia matematyczno – informatyczne czy lepiej gdyby Pan wtedy wybrał zarządzanie, czy byłoby Panu łatwiej?

    Nie wiem. Książki dotyczące zarządzania, prowadzenia negocjacji sam czytałem. Jak umysł jest chłonny, to bez problemu sobie z wszystkim poradzi. Jak mówiłem wcześniej, historia, psychologia i inne zainteresowania bardzo mi pomagają. Matematyka? Wydaje mi się, że bardziej pomaga, bo człowiek ma otwarty umysł by przyswajać informacje, analizować w miarę szybko, więc uważam, że jak najbardziej mi tutaj pomogła. Cieszę się, że w takie narzędzia zostałem wyposażony. Ale tak, jak już mówiłem, na sukces musi pracować zespół ludzi. Zawsze musi być grupa ludzi, których uda się zmotywować i przede wszystkim wyznaczyć im cel i kierunek, przydzielić konkretne zadania. Potrzeba osób które się angażują bo to jest ogromnie istotne. Trzeba próbować jednoczyć zaangażowanych radnych, sołtysów, mieszkańców, pokazać te cele i do nich dążyć. I nie bać się podejmować trudnych wyzwań, jeśli się jest przekonanych o ich słuszności. Tak samo jest też u nas w Kole Naukowym. Bez osób, które regularnie angażują się w jego pracę, nie udało by się tego jednej osobie wszystkiego ogarnąć... Wówczas by się człowiek wykończył. Jest takie powiedzenie: „chcąc innych zapalać trzeba samemu płonąć”, a jak się samemu płonie to też trzeba dostarczać paliwo.

    A co uważa Pan podsumowując, za swój największy sukces w życiu?

    Moim największym sukcesem w życiu jest rodzina. Mam wspaniałą żonę, trójkę dzieciaków, najmłodsza Zosia ma sześć miesięcy. (Gratulujemy) To jest naprawdę największy sukces. Mam fantastycznych rodziców, teściów, To bardzo ważne. Kiedy człowiek wraca do domu, w którym panuje miłość i wzajemny szacunek, to można powiedzieć, że szybko i skutecznie ładuje akumulatory. Tak jak Odyseusz wracający zawsze z radością do swojej Itaki. Bez wątpienia rodzina jest na pierwszym miejscu. Zawodowo moim największym sukcesem było to, że miałem szczęście trafić na fantastycznych ludzi, którzy mi bardzo pomogli, ukształtowali. To moi rodzice i rodzina, która wspierała mnie cały czas. W szkole podstawowej, technikum, liceum, w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej i na uczelniach krakowskich spotykałem osoby, które wywarły na mnie ogromny wpływ. Myślę, że mój wkład w to, gdzie teraz jestem i kim jestem jest bardzo niewielki, w porównaniu z tym co otrzymałem od tych ludzi.

    Jest Pan bardzo skromny bo to też zdobyć tą całą wiedzę nie było łatwo, a Pan się wciąż rozwija i uczy i chce Pan, a to też jest bardzo dużo.

    Bo trzeba pracować, nie można spocząć na laurach. Dotyczy to nie tylko mojej osoby. Patrząc na gminę widzę ludzi, którzy się zaangażowali i w różnych obszarach ożywili naszą społeczność lokalną. Dzięki nim udało się wiele przedsięwzięć. Jak pisał Demokryt szczęście nie mieszka ani w trzodach, ani w złocie, ale ma swoją siedzibę w naszej duszy. Nieważne czy się jeździ autem z roku 90-tego czy 2015, nie ma to znaczenia, jeżeli nie jest się szczęśliwym w danym momencie. Szczęścia nie da nam żadne obiektywne dobro, jeśli nie odnajdziemy go w nas samych, jak trafnie zauważył w jednej ze swoich książek prof. Tadeusz Gadacz. Trzeba więc zaakceptować to jakim się jest i szanować innych. Dlatego największym moim sukcesem, jest szczęście, że spotkałem tych wszystkich ludzi, których spotkałem na swojej życiowej drodze. Tak sądzę.

    Czy ma pan jakieś rady dla przyszłych studentów, którzy dopiero szukają swojej drogi w życiu? Którzy zastanawiają się nad studiami, może nad PWSZ?

    Polecam PWSZ przyszłym studentom z pełnym przekonaniem. Jestem ogromnie wdzięczny tej uczelni, a ściślej ludziom z nią związanym, ponieważ mieli ogromny udział w ukształtowaniu mojej osoby. Gdyby nie oni z całą pewnością nie byłbym w tym miejscu, gdzie jestem teraz. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Muszą jednak ci młodzi ludzie pamiętać, że należy się angażować w stu procentach w to co się robi. Trzeba starać się odnaleźć swoją drogę, swoją pasję, myśleć, żyć tym co się robi, mając przy tym świadomość zmienności i nieprzewidywalności życia. Na wiele rzeczy nie mamy wpływu, mnóstwa sytuacji nie jesteśmy w stanie przewidzieć, ale to co zależy od nas róbmy najlepiej jak możemy i potrafimy. W przeciwnym razie pociąg z napisem „godnie i umiejętnie przeżyte życie” odjedzie bez nas . A przecież warto wsiąść do tego pociągu. Przynajmniej tak mi się wydaje.

    Serdecznie dziękujemy za udzielony wywiad i życzymy dalszych sukcesów.

    Wywiad przeprowadzony przez Koło Matematyków PWSZ



    Adres
    Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa w Tarnowie
    Instytut Matematyczno-Przyrodniczy
    Zakład Matematyki
    ul. Mickiewicza 8
    33-100 Tarnów

    email:
    imp@pwsztar.edu.pl
    telefon
    +48 14 63 16 529
    +48 14 63 16 530
    +48 14 63 16 531
    faks
    +14 63 16 600


    Wyświetl większą mapę

    Ostatnia aktualizacja:

    Zakład Matematyki Instytut Matematyczno-Przyrodniczy PWSZ w Tarnowie Biblioteka PWSZ